Jedna z najbardziej frustrujących rzeczy w gatunku. Przeczytać tolkienowską trylogię, to jak przeczytać 90% fantastyki, jak nie więcej.
Pseudośredniowieczny świat, elfy, krasnoludy i smerfy, wielkie zło/wizja nadchodzącej apokalipsy/quest dla biednego szaraczka i jedziemy z tym koksem. Nawet skład drużyny niespecjalnie zmienny.
Na początku nie przeszkadza, a potem takie używanie sprawdzonych rozwiązań straszliwie frustruje.
Nawet zamienianie ślicznych elfów w brudnych partyzantów, czy wcielenie zła nie jest szczególnie oryginalne, bo ktoś już dawno na to wpadł...
Ze świecą szukać książki z oryginalną kreacją świata, czy czymś świeżym...
Gatunek weźmie i zaśmierdnie, bo nic nowego się w nim nie pojawi, czy też ma jeszcze jakieś szanse i ukryty potencjał?
Offline
To rzeczywiście jest problem, ale w taki sam sposób jak Tolkien odkrył fantasy, tak ktoś inny odkryje coś nowego.
Ja na szczęście mam jeszcze mnóstwo nieprzeczytanych książek, więc dopiero odkrywam klasykę i problemu nie mam.
Offline
Bogowie, nie, nie, nie. Protestuję. Można powiedzieć, że 90% zawiera jakąś formę misji pod tytułem: uratuj świat, ale nie, że 90% to "tolkienizm" zaawansowany. Definitywnie się nie zgadzam.
Offline
Bo w tym temacie wymyślono już wiele.
Polityczne zagrywki, rasy z legend, światy a la średniowiecze, ludzie ratujący świat... To wszystko już było. A wymyślenie całkiem oryginalnego świata jest zajęciem dla Syzyfa.
Offline
Nie chodzi mi o wymyślanie czegoś, czego jeszcze nie było, Marcusie.
Mam na myśli odgrzewanie wciąż i wciąż tego samego kotleta, jechanie wg określonego szabloniku pt. "wielka wojna w quasi-średniowiecznym świecie i bohaterski wieśniak, będący w rzeczywistości synem [tu wstaw co się nawinie na myśl].
Frodo, Elric z Melnibone, Sparhawk z Elenii, Richard od Goodkindsa, Luke Skywalker... to wszystko obraca się w okół identycznych problemów i po prostu męczy. A jak na złość, powstaje tego nadal na pęczki.
Przez to mam wrażenie, że wcale nie wymyślono WIELE. Wymyślono jedną rzecz, a potem nastąpił atak klonów.
Tolkienizm zaawansowany? Raczej RPG-izm tolkienistyczny. Standardowa drużyna bohaterów - rycerz, wojownik, kapłan(opcjonalnie), złodziej i czarodziej, płciowo niby dowolni, w praktyce to czytanie wciąż i wciąż o tym samym.
Banda ludzi, krasnolud i elf, opcjonalnie jakiś niziołek. Z góry wiadomo kto jest kim, co się stanie i kto kogo przeleci.
Sens w pisaniu jakiś jest, bo ktoś to widocznie kupuje, ale jaki jest sens w czytaniu? I kiedy to proste rozwiązanie sprawi, że gatunek fantasy wyrżnie się o własne nogi, zleci ze schodów, a potem zapuka w dno od spodu?
Offline
szczerze... gdyby nie on to jakoś sb nie wyobrażam fantastyki... co prawda nie przeczytałam żadnej z jego książek jeśli to nawet był on to nie pamiętam ale jest wzorlem dla innyych pisarzy.. często książki są jego odwzorowaniem...
Offline