Praca domowa na j. Polski. Nie wiem, czy publikowanie takiej pracy jest tutaj właściwe, ale oczekuję krytyki, i mam nadzieje, że ją tutaj znajdę - szczerą, a jednocześnie uzasadnioną i nieobraźliwą.
Siedzę i obserwuję, jak słońce upada powoli za horyzont. Uwielbiam schyłek dnia, kiedy to mogę obserwować, jak ta wielka kula jakby ze zmęczenia opada za zieloną łąkę, stanowiącą mój własny widok z okna. Sądzę, że w tym właśnie czasie niebo przybiera najpiękniejsze barwy, w jakie tylko potrafi się przyodziać. W bliskim towarzystwie opadającego słońca barwi się na kolory, które zdają się krzyczeć, aż czuje się, jakby chciały coś przekazać intensywnością odcieni czerwieni, żółci i pomarańczy wymieszanych z błękitem. Oraz z granatem, zwiastującym nastanie ciemnej, mrocznej nocy zaraz po tym, jak słońce zniknie z nieboskłonu. I pomyśleć, że kiedyś o tej samej porze patrząc się przez okno widok zachodzącego słońca zasłaniał mi wielki, zniszczony budynek - a w nim ludzie żyjący dzień w dzień tak samo, jak ja. Ludzie głodujący, ośmieszeni, bez nadziei.
Kolory stają się coraz bardziej intensywne, coraz bardziej zlewają się ze słońcem. Zdaje się, jakby chciały go dopaść, ale ono sprytnie chowa się przed nimi za horyzontem. Niebo spowija granat. Jeszcze malutka namiastka czerwieni widnieje za pagórkiem, lecz po chwili wszechogarniająca czerń sprawia, że znika zupełnie. Nastała noc. Kiedyś o tej samej porze szarą ulicę oświetlał szereg wysokich latarń, rzucających posępne cienie na ludzi idących w milczeniu. W poszarpanych ubraniach, wychudzeni i mizerni; niektórzy szli do swoich mieszkań, niektórzy - do pracy; jeszcze inni stawiali ostatnie kroki w swoim życiu.
Warszawskie getto - oto moja przeszłość. Mimo, że minęło tyle lat, i mimo, że mam kochającego męża oraz dwóch synów, nadal nie potrafię odpędzić na zawsze kłębku tych wspomnień, które powracają do mnie i zakłócają myśli zawsze wtedy, kiedy siadam przy oknie, i rozmyślam. Bo cóż innego może robić taka jak ja, czterdziestosiedmioletnia kobieta? Jednym z głównych zajęć kobiety w moim wieku, której dzieci odleciały już z gniazdka zwanego domem rodzinnym, jest takie właśnie rozmyślanie. To właśnie przez nie te wszystkie wspomnienia powracają do mnie ze zdwojoną siłą, bezlitośnie wczepiając się w umysł.
Teraz siedząc przy oknie i zaciskając skostniałe palce na różnobarwnym kubku wypełnionym gorącym, słodkim kakao mogę być spokojna. Tamtejszy lęk o jutro już nie powróci, nie muszę się zamartwiać o porcję chleba na kolejny dzień, nie muszę kłaść się spać z obawą, że następnego dnia mogę się już nie obudzić, stając się kolejną nic nie wartą dla ludzi ofiarą. Nie muszę się martwić o nic, a ja zamiast się cieszyć i docenić sytuację, w jakiej się znajduję, rozpamiętuję tamten morderczy okres, który powinnam wrzucić w najodleglejszą przestrzeń mojego umysłu. Chciałabym ale nie potrafię...
Offline
Zapewne trochę inaczej składałabym na Twoim miejscu zdania, ale to kwestia własnego gustu.
Trochę się zawiodłam, bo kiedy przeczytałam słowa 'warszawskie getto' miałam nadzieję na trochę dramatyczniejszy opis. Niezbyt potrafię też wyczuć wiek postaci mówiącej. Wspominasz o nim w pewnym momencie, ale jakoś nie przekonuje mnie do końca taki punkt widzenia. Mogłabym się jeszcze trochę poczepiać skąpego opisu uczuć, bo nie pozwala mi do końca wczuć się w postać. Brakuje mi tutaj takiej nutki dramatyzmu, więcej żalu do losu za tę niesprawiedliwość, która ją spotkała, pewnej (nie umiem tego inaczej ująć) nostalgii, ulgi. To może jednak zostawię, bo ja się zawsze w tym temacie rozpisuję kiedy mogę napisać jakąś pracę z języka polskiego (w ciągu trzech miesięcy napisaliśmy jedynie jeden dzień z życia szkolnego w stylizacji biblijnej ;P), a wnioskując po rozległości jest to dość krótkie zadanie. Może nie do końca dobre jest to zachwianie proporcji pomiędzy wprowadzeniem, tym jakby 'tekstem głównym'.
Z drugiej strony podoba mi się wprowadzenie. Mam słabość do zachodów słońca. To moja ukochana pora dnia.
Zastanawiam się bardzo poważnie. Sądzę, że czwórkę, może nie jakąś bardzo mocną, ale taką zwykłą czwórkę mogę spokojnie postawić
Offline
Ocena zależy oczywiście od tematu zadania, ale jako szkolna praca na polski zasługuje przynajmniej na piątkę, jak nie więcej.
Jeśli miałabym oceniać to na tle profesjonalnego pisania, to też oceniłabym nieźle. Ciężko mi powiedzieć, czy realia opisanych czasów są rzeczywiście trafione, ale nie sądzę, by były jakieś błedy, bo nawiązałaś do przeszłości tylko w kilku zdaniach i tak ogólnikowo, że nie powinno być problemów.
Nie wiem, czemu, Shiraya, narzekałaś na brak uczuć. Mogłoby się wydawać, że bezpośrednie opisy uczuć rzeczywiście są skąpe, ale przecież cały tekst nasiąknięty taką emocjonalnością.
(Klara, kocham twój awatar ;3)
Offline
Nie wiem, czemu, Shiraya, narzekałaś na brak uczuć.
Przyznaję, bez bicia, że w tej kwestii bardzo trudno jest mnie zadowolić, bo ja się uwielbiam rozwodzić. Dla mnie postać warszawskiego getta powinna być bardziej zarysowana, dramatyczniejsza.
Może to wpływ mojego historyka z gimnazjum, który był prawdziwym pasjonatem.
Offline
Szkolnie - jest ok, dobra praca na język polski.
Jako samodzielny tekst? Słodka, cukierkowa, wyidealizowana wizja. Serio. Tutaj tak naprawdę nie oddałaś niczego. Ot, poetycki opis zapadającego zmroku i kilka wspomnień. NIE MA prawdziwych emocji. Nie ma gniewu, nie ma wściekłości, bezsilności, rozpaczy. Ten tekst jest beznamiętny.
Była taka jedna scena w 'Pianiście', właśnie z getta. Staruszka w roztrzęsionych rękach niesie miseczkę z gorącą kaszą, rzuca się na nią wygłodniały mężczyzna, po krótkiej szarpaninie miseczka upada na ziemię, jedzenie rozsypuje się. Kobieta biadoli, mężczyzna rzuca się na ziemię i zgarnia kaszę do ust, nie przejmując się piaskiem i brudem.
Tutaj tego nie ma. Nie ma desperackiej woli przeżycia i najzwyklejszego w świecie ludzkiego skurwysyństwa, przepraszam za słownictwo, ale to najtrafniejsze wyrażenie.
Ewentualnie jestem zbyt wymagająca, bo mam słabość do brudnej, naturalistycznej prezentacji ludzkiej natury objawiającej się w razie zagrożenia życia. No ale to przecież tak działa, świat to nie armia Jezusów.
Offline
NIE MA prawdziwych emocji. Nie ma gniewu, nie ma wściekłości, bezsilności, rozpaczy. Ten tekst jest beznamiętny.
Była taka jedna scena w 'Pianiście', właśnie z getta. Staruszka w roztrzęsionych rękach niesie miseczkę z gorącą kaszą, rzuca się na nią wygłodniały mężczyzna, po krótkiej szarpaninie miseczka upada na ziemię, jedzenie rozsypuje się. Kobieta biadoli, mężczyzna rzuca się na ziemię i zgarnia kaszę do ust, nie przejmując się piaskiem i brudem.
Och, znam tę scenę z tego filmu, bardzo go lubię. ; ) A odnośnie postu. To, że nie opisałam żadnych wstrząsających scen było w pewnym sensie zabiegiem celowym - kobieta chowa w swoich wspomnieniach te najgorsze, przykrywając je obserwacją zachodzącego słońca. Oczywiście dopuszcza niektóre od myśli, ale jedynie te, które nie wywołują u niej tak wiele bólu. Polonistka uznała że to dobry pomysł, ale rozumiem że każdym może mieć własne zdanie. ; ) To takie swego rodzaju 'niedopowiedzenie". Dziękuję za szczerą opinię. ; )
Mogłabym się jeszcze trochę poczepiać skąpego opisu uczuć, bo nie pozwala mi do końca wczuć się w postać. Brakuje mi tutaj takiej nutki dramatyzmu, więcej żalu do losu za tę niesprawiedliwość, która ją spotkała, pewnej (nie umiem tego inaczej ująć) nostalgii, ulgi.
Szczerze powiedziawszy zastanawiałam się, czy może nie rozpisać się bardziej o uczuciach kobiety. Czy ja wiem, z nimi tekst jak dla mnie nie wyglądał już tak dobrze, jak jest. A może to dlatego, że opis jej uczuć nie był taki dobry. Nie mam do tego takiego talentu, jak Ty dlatego w tekście postanowiłam skupić się za bardziej ogólnym zarysie emocji, niż na wgłębianiu się w psychikę. ; ) Parę osób powiedziało że tak też jest dobrze, więc postanowiłam tak zostawić.
Zastanawiam się bardzo poważnie. Sądzę, że czwórkę, może nie jakąś bardzo mocną, ale taką zwykłą czwórkę mogę spokojnie postawić
Ocena zależy oczywiście od tematu zadania, ale jako szkolna praca na polski zasługuje przynajmniej na piątkę, jak nie więcej.
Dziekuję za ocenienie ; )
Offline
"Och, znam tę scenę z tego filmu, bardzo go lubię."
A ja prawdę mówiąc nie przepadam, podobała mi się tylko ww. scena i "otwieram ogórki". Były mistrzowskie i przekazywały wszystko, co było do przekazania.
To, że nie opisałam żadnych wstrząsających scen
Mniejsza o drastyczne sceny, pitolić je. Nie wspominałam o żadnych wstrząsających scenach! Chodziło mi o brak uczuć. Zaprezentowałaś jej wspomnienia jak kontemplację jakiegoś obejrzanego filmu. Nie ma w tym "mięsa", jest tylko szkielet, spinający tekst w jedną całość.
Siedzi, patrzy się i myśli. A może zmarszczenie brwi? Zagryzienie wargi? Coś w ten deseń we właściwym momencie czyni cuda.
IMO bycie zadaniem domowym wykastruje każdy pomysł - po prostu nie wypada napisać pewnych rzeczy, a narracja "zza pleców" bohatera aż się prosi o mocniejsze słownictwo, trochę większy chaos kontrolowany w składni... czego w zadaniu domowym zrobić nie wolno, bo zaraz się pojawi obok czerwony szlaczek.
Offline